czwartek, 20 grudnia 2012

Pomoc domowa

Od dziś mam na stałe pomoc domową.
Pomaga ściągać pranie, wprawdzie nie zawsze ubrania są już suche, ale przecież mogą doschnąć czekając na prasowanie.
Pomaga wyjmować pranie, woli wyjmować suche, zanim jeszcze zostanie wyprane, bo mokre jest może i czyste, ale zimne i niemiłe w dotyku.
Ale za to jak dokładnie sprawdza czy aby na pewno nic nie zostało w pralce. Do tej pory nikt nie pokazał mi tej metody, ale podzielę się z Wami tym sekretem, należy włożyć głowę do pralki a potem przejechać paznokciami po dziurkach w bębnie. Teraz nie ma już ryzyka, że czarna skarpetka wypierze się z białymi koszulami.
Zazdrościcie?

czwartek, 6 grudnia 2012

Nasze chwile

Nasze najpiękniejsze chwile są wtedy, gdy patrzymy sobie głęboko w oczy czy to podczas karmienia czy podczas zabawy.
Czasem jest to długie wpatrywanie się, a czasem ukradkowe zerknięcie.
Czas się zatrzymuje na chwilę dla nas, a świat istnieje poza nami.
Patrzę na Adasia, w głowie przewijają się tysiące myśli, które chciałabym mu przekazać, wśród nich ta jedna najważniejsza - kocham cie Synku. 
A on jakby wszystko słyszał, wpatrzony swoimi wielkimi Niebieskimi wydaje się mówić, ufam ci, czuje się przy tobie bezpieczny. 
Wtedy wiem, że odkąd on jest moje życie zyskało inny wymiar. I chciałabym, żeby to jego poczucie bezpieczeństwa i nieograniczonego zaufania a także nasza umiejętność niewerbalnej komunikacji przetrwały, jak będę mamą zbuntowanego 13-latka, samodzielnego 17-latka czy 30-letniego taty.

Takie są nasze chwile, a jak chcecie poczytać o chwilach innych mam, to zapraszam do Hafiji.

środa, 28 listopada 2012

Pierwszy raz...

...samolotem Adaś ma już za sobą. Było niespodziewanie dobrze. Lotniskiem Adaś zauroczony był. Taka przestrzeń do biegania nie zdarza się często. A na Okęciu i pokoje dla matki z dzieckiem i mini plac zabaw, wszystko aby ułatwić rodzinkom oczekiwanie na samolot.
Lot  przespany został przez Adasia. Mama dostała gazetę a Adaś zabawki, obejrzał, zjadł i zasnął, zanim wystartowaliśmy. Z powrotem Adaś postanowił być bardziej uważny i ani nie pomyślał o zamknięciu oczek. Bawił się, zaczepiał pasażerów i z niecierpliwością czekał na powrót do domu. Bo przecież nie ma jak w domu.
Jak macie jakieś praktyczne pytania o lot chętnie się podzielę swoimi doświadczeniami :-)

wtorek, 20 listopada 2012

Odwaga

Długo zwlekaliśmy z zakupem książeczek. Bo Adaś za mały, nie umie się skupić, zje książeczkę, nie jest zainteresowany... lista BO była coraz dłuższa, aż w końcu kupiliśmy i to dwie od razu!
Strzał w dziesiątkę.
Zaczęliśmy od dwóch pozycji z Wydawnictwa Dwie Siostry - "Księga dźwięków" (Soledad Bravi) i "Zima na ulicy Czereśniowej" (Rotraut Susanne Berner). Adaś zachwycony. Zaczyna od wysiadywania (z tego co wiem, nie on jeden) lub/i smakowania. Ale książeczkom to niestraszne! Są tekturowe! A każda dostarcza innych atrakcji.
"Księga dźwięków" jest bardziej do słuchania. Pszczółka robi bzzzzz :-)
A "Zima" do oglądania. Adaś próbuje zdrapywać ulubione postacie lub się do nich przytula. Książka jest takich rozmiarów, że można poczuć jak to jest na tej ulicy Czereśniowej własnym ciałem. Polecam bardzo!


poniedziałek, 29 października 2012

Codzienność

To dla nas przyjemna codzienność. Dobre dla figury mamy i humoru Adasia. Czy pada śnieg czy deszcz, czy wieje wiatr, czy świeci słońce - nie ma to dla nas większego znaczenia (no chyba, że by się jakieś tornado przywiało albo oberwanie chmury zalało). Spacery!
Czasem w wózku, czasem w chuście, czasem przy pomocy komunikacji miejskiej. Jak było cieplej braliśmy też kocyk w plener.
Oglądamy liście, trawę. Zdarza się Adasiowi też jakieś skarby natury potajemnie przekąsić. Adaś uwielbia różne spacerowe atrakcje, bez nich wyjście się nie liczy. A zatem muszą być ptaki, pieski lub inne zwierzaki, a co najmniej inne dzieciaki :-)
A tak spotykamy się z uwagami, żeby małego nie nosić, bo... się przyzwyczai, bo będą Panią plecy na boleć... Ale kto by chciał taki ciekawy świat z wózka oglądać. Lepiej dotknąć, polizać, poczuć...

niedziela, 28 października 2012

Słodka niedziela

Ciasto czekoladowe, upieczone na imieniny cioci Gabi ale przepis dopiero dziś.

Ciasto czekoladowe rodem z Francji. Podobno jada się go z oliwą z oliwek i odrobiną soli. Może nie będzie to Wasza ulubiona wersja, ale warto spróbować.

130 g cukru pudru
270 g dobrej gorzkiej czekolady
175 g masła
laska wanilii
5 żółtek
5 białek
40 g przesianej mąki pszennej
szczypta soli

Piekarnik nagrzewam do 170 stopni. Smaruję blachę masłem i posypuję cukrem pudrem.

Czekoladę z masłem rozpuszczamy w kąpieli wodnej lub w mikrofalówce (uwaga, żeby nie przypalić!). Do rozpuszczonej czekolady z masłem dodaję połowę ilości cukru pudru. Całość mieszam i dodaję miąższ z laski wanilii. Kiedy masa nieco przestygnie, dodaję żółtka, po kolei. Mieszam dokładnie a na koniec dosypuję mąkę.

W oddzielnej misce ubijam białka ze szczyptą soli na sztywna pianę. Dodaję stopniowo cukier puder i ubijam dalej.

Masę czekoladową mieszam dokładnie z częścią piany. Po czym dodaję resztę piany i mieszam bardzo delikatnie. Przekładam do blaszki (ja piekłam w tortownicy o średnicy 24 cm). Ciasto piekłam ok 40 minut.

Po upieczeniu można posypać cukrem pudrem. Smacznego!


sobota, 6 października 2012

Wieczory z tatą

Wracamy po przerwie dłuższej. Co robiliśmy? Dużo! byliśmy u babci i cioci. Spacerowaliśmy. Zwiedzaliśmy. Dorastaliśmy. Zęby wyrosły nowe - są już trzy. Kroki się pojawiły nawet dziś - z pomocą stołu i kanapy.
A wieczorami zdarza się tacie zostawać z synkiem sam na sam. Martwiła się mama bardzo. A co się okazało? Chłopaki się zakumplowali :-) Czasem dzwonią. A jak mama przychodzi do domu to czekają w drzwiach. A poza tym szaleją, bawią się, wychodzą na przechadzki, radzą sobie świetnie!
Jestem taka dumna, z obu :-) Tylko tyle dziś, a może aż...

poniedziałek, 24 września 2012

Wzruszenia mamy

Rozczulają mnie cieplutkie małe stópki wtulone w moje ciało,
zawadiacki uśmiech podczas prób wstawania opierając się o brzuch mamy,
piski radości jak uda się dojrzeć (i spróbować) tenisówkę, która nie została schowana do szafy,
dumny wyraz oczu jak bawi się i  jednocześnie siedzi z prostymi plecami, bez oparcia,
śmiech na cały głos jak uda mi się rozśmieszyć go wygłupami,
jęki zdenerwowania jak się coś nie udaje od razu,
łzy, gdy mama, nie usłyszy że już wstał i nie przyszła od razu..
 


środa, 19 września 2012

Mowle

Niemowlę... skąd ta nazwa? Chyba żadna mama nie powie, że jej maluch nie mówi. Może nie do końca w języku zrozumiałym, nie do końca jasnym, ale mówi. I to od urodzenia.
No, na początku głównie krzyczy i to dość głośno, później zaczynają się popiskiwania różne, a rodzice odkrywają, że płacz płaczowi nie równy.
Z czasem pojawiają się samogłoski w różnych konfiguracjach "eeeeeeeeeeeeeooooooooooaaaaaaaaaaa" albo i nawet spółgłoski "egu". A z czasem - sylaby, które łączą się w wyrazy zrozumiałe dla nas dorosłych, tylko że one nie do końca znaczą to co znaczą :-) Bo "mama" albo "am" powiedziane do pluszowej małpki, nie oznacza że ona od razu staje się mamą. Całe szczęście, bo podobno w świecie zwierząt zdarza się tak, ze mamą zostaje nie-mama. No a "am" może skończyć się zjedzeniem tejże małpki, chociaż myślę, że to jednak przypadek albo może raczej rutyna...
Maluchy komunikują się też pokazując, prychając, śliniąc się, uśmiechając, robiąc różne minki-grymasy.
Oj tak bogaty jest język tych niemówiących.
Niemowlak..phi..i to wszystko nazywa się nic?

niedziela, 16 września 2012

Słodka niedziela


I znowu śliwki. Miała być szarlotka, ale sezon na jabłka jeszcze trochę potrwa, a jak będzie ze śliwkami, to nie wiadomo. Ciasto pycha, wilgotne, domowe. Przepis znaleziony TU
Zamieszczam go tu z małymi modyfikacjami.

Składniki suche:
295 g mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
100 g drobnego cukru do wypieków

Mąkę, proszek do pieczenia, sodę - przesiać, odłożyć, dodać cukier.


Składniki mokre:
2 duże jajka
50 g płynnego miodu 
1 szklanka (250 ml) jogurtu naturalnego
150 ml oleju słonecznikowego lub rzepakowego

Do większego naczynia wbić jajka, dodać miód, jogurt, olej. Wszystko wymieszać widelcem do połączenia. Wsypać suche przesiane składniki i wymieszać widelcem (mieszając w jednym kierunku), tylko do połączenia.
Formę o średnicy 25 cm wyłożyć papierem do pieczenia (jeśli folią to trzeba jeszcze wysmarować masłem i wysypać mąką lub bułką tartą, bo ciasto jest dość wilgotne po upieczeniu). Do formy przelać ciasto (ma konsystencję gęstej śmietany), wyrównać.


cukier puder, do oprószenia
1 kg śliwek 


Na wierzchu poukładać (gęsto) odpestkowane śliwki, rozcięciem ku górze. 
Piec w temperaturze 175ºC (termoobieg) przez około 50 minut, do tzw. suchego patyczka. Wyjąć, lekko przestudzić w formie, następnie wyjąć z formy przekładając na paterę. Wystudzone lub lekko ciepłe oprószyć cukrem pudrem i podawać.


piątek, 14 września 2012

Rodzicielstwo wygodnej bliskości

Dlaczego śpimy z maluchem? Dlaczego się chustujemy? A no dlatego, że tak jest wygodniej (sic!).

Mamie jest cieplej, czy to z chustą czy z maluchem w łóżku. To taki termofor (chociaż dość ruchliwy). Niestraszne są zimne noce czy wietrzne dni.
Nie trzeba bobasa nosić, bo niesie się samo. Oczywiście jak już uda się go okiełznać i zamotać w te chustę.
Nie trzeba wstawać w nocy (a w nocy nawet te kilka kroków, to niewyobrażalny wysiłek może być), ewentualnie trzeba przekręcić się lub małego, żeby zjadł z odpowiedniej strony, no i leżał od tzw. środka.
Nie stresujemy się, że maleństwo nie rusza się, nie oddycha (ach te mamine stresy), bo słyszymy słodkie sapanie tuż przy uchu (a czasem czujemy kopniaka na własnej nerce nawet).
Adaś chce jeść? Nie trzeba iść do kuchni. Przyjmujemy odpowiednią pozycję i gotowe (czasem jest to troszkę bardziej skomplikowane, bo uwielbiam sukienki :-) ).
2 w 1, zamiast siłowni spacer z obciążeniem 8 kg no i ekstra 500 kcal spalam karmiąc (podobno), czyli słodkie drugie śniadanie uchodzi płazem :-D






środa, 12 września 2012

Wielkie oczy

Ten wzrok, gdy mama wkłada coś do buzi...
Ten wzrok, gdy mama pije coś z kubka albo i butelki...
Ten wzrok mówi "ja też chcę!, daj mi proszę..., umiem to zjeść...przecież wiesz...proszęęęęęęęęęęęę". 
Oj tak, trzeba się kryć. Co by nie patrzeć na te łypiące na nas (a raczej na jedzonko) wielkie oczęta. 



wtorek, 11 września 2012

Szczęśliwa siódemka

Co u nas na siedem miesięcy? O postępach pisać nie będę, bo pisałam TU. Może tylko tyle, że umiejętności są coraz bardziej zaawansowane, a dziś na spacerze Adaś z pozycji leżącej usiadł, tak żeby lepiej widzieć co się dzieję dookoła :-)

Jak wygląda dzień siedmiomiesięcznego szkraba? Tymczasowo tak (tymczasowo, bo Adaś lubi zaskakiwać i nie przepada za monotonią stąd zmiany są dość częste):


Pobudka pomiędzy 5:17 (!) a 7 (baaardzo rzadko).
Następnie zazwyczaj do godzinki zabaw z tatą, a mama ma czas na sen!
My jemy śniadanie, a następnie Adaś je i zasypia. Tata idzie do pracy a mama zasypia z synkiem lub ewentualnie, jeśli noc była w miarę przespana, idziemy na spacer i Adaś śpi na spacerku. Drzemka trwa od 30 min do 2,5h.
Trzy godzinki na zabawy, spacerek i zupkę.
Kolejna drzemka, która jak i poprzednia może trwać od 30 min do 2,5h. Mama w tym czasie bloguje, gotuje, sprząta, ogląda tv, myśli, planuje, prasuje... 
Adaś się budzi ok. 14-15. I znowu bawimy się, spacerujemy, czasem idziemy na zakupy.
Około 19 czas na kąpiel (najpierw kąpię się ja a młody w tym czasie obserwuje łazienkowe życie), później wariactwa na łóżku i usypianki. Adaś zazwyczaj zasypia przy cycusiu (najpóźniej o 20), a później przekładam go łóżeczka. Chociaż sprawdziliśmy i umie zasypiać z tatą, przytulony a nawet w swoim łóżeczku. Ale tak jest nam milej :-) 
Noc. Od dobrych kilku tygodni Adaś budzi się co 2-3 godzinki, na cycusianie lub przytulanie. Przy drugiej pobudce zazwyczaj zostaje w naszym łóżku, bo mama zasypia. Ja mam czas na to, na co zabrakło podczas drugiej drzemki a ok. 22 śpię.
Ale czy to plan dnia? Raczej ramowy ;-) Nie ma tu miejsca na rutynę czy monotonię. o nie!
Świadczy o tym też to, że kolejny raz edytuję ten post, bo ciągle wydaje mi się "nie pełny".

A co poza tym?
Cycusianie co 2-4 godzinki. Rano Adaś je rzadziej im bliżej wieczora tym częściej. 
Zabawy najczęściej na podłodze lub na dużym łóżku. Ale bawimy się też w "idzie raczek", "a kuku" i "warzyła sroczka kaszkę".
Dieta rozszerzana powoli - jeden posiłek dziennie, co drugi dzień mięsko. Czasem Adaś dostanie owoc lub warzywo w całości do "pociamkania". A czasem cycusianie.
Spacerujemy i w chuście i wózku.
Czasem podróżujemy, bliżej lub dalej.


To tylko większe rzeczy, bo taki szybko rosnący maluch zaskakuje codziennie, a nawet kilka razy dziennie, ciężko to skatalogować. Piszę o naszym rozkładzie dnia, bo mnie zawsze ciekawiło jak to wygląda u innych :-)
A na koniec kilka ulubionych zabawek Adasia. To tylko wybrane, można by jeszcze dodać telefony, kable, kontakt.... 

niedziela, 9 września 2012

Słodka niedziela


 Tym razem słodkie śniadanie. Odkąd musiałam zrezygnować z mlekopodobnych, moje ulubione! A nawet teraz jak już w diecie pojawiają się mleczne produkty, to omlecik grzybek rządzi wśród śniadaniowych pomysłów. Mam nadzieję, że mąż się nie obrazi, bo to jego wyrób jest na zdjęciach :-) Ja tylko oddzielam białka od żółtek. 

A oto przepis:

jajka
mąka
dodatki: np. dżemy, świeże owoce (albo i to i to)
olek/oliwa/masło do smażenia

Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy, a żółtka roztrzepujemy widelcem. Do białek dodajemy (najlepiej przesiać przez sitko) tyle łyżek mąki, ile daliśmy jajek i wlewamy żółtka. Mieszamy dokładnie. Przelewamy na patelnię (a najlepiej na tyle patelni, ile omletów robimy) i przykrywamy. Smażymy na średnim ogniu (u nas na kuchence indukcyjnej, ze skalą do 9, smażymy na 5-6), aż do zezłocenia się i przewracamy na drugą stronę. Ponownie czekamy aż się przyrumieni i już! Wykładamy na talerz i smarujemy konfiturą, układamy owoce lub dosmaczamy w inny sposób.

My dajemy 5-6 jajek na dwa omlety.


piątek, 7 września 2012

Winter is coming...

Na dworze zimno, ciemno i wieje, brrr... Zima nadchodzi. A zatem... czas na zakupy ;-) Zakupy koniecznie również dlatego, że Adaś wyrósł prawie ze wszystkich swoich ubranek.
Całe szczęście dostał ostatnio podczas odwiedzin cioci Marci i wujka Adama - czapkę.


Bez niej dziś i wczoraj nie dało się wyjść na spacer. Co ciekawe czapka zostaje na głowie, w przeciwieństwie do letnich kapelusików, których zdejmowanie zostało opanowane w 100%. Metoda  "Łapię za daszek i wkładam do buzi" jest najskuteczniejsza.

Jak tak patrzę, to chyba by się przydał jeszcze szaliczek...

czwartek, 6 września 2012

Jak to jest

Wizyta w IKEA. Dość często odwiedzaliśmy ten sklep podczas urządzania mieszkania (oczywiście, wiadomo, że mieszkanko nadal urządzamy, bo to niekończący się proces), ale i teraz wyposażenie dla Adasia tam kupujemy. A najfajniejsze są zabawki, bo mają wielkie metki!!!

Tym razem wybraliśmy się po ochraniacz do łóżeczka, z nadzieją, że choć trochę ochroni głowę Adasia przed szczebelkami, podczas łóżeczkowych szaleństw. Ale jak to bywa w IKEA, tu coś za 2,99, tu za 19,90 i inne przydasie, a w kasie 200 PLN (co najmniej). I to nie tylko my tak mamy!

środa, 5 września 2012

Postępy

U nas dużo się dzieje, chyba jakiś skok rozwojowy, więc tym razem w telegraficznym skrócie:
- pierwszy ząb jest już pełnoprawnym uczestnikiem życia codziennego,
- drugi go goni,
- amniam mniam mniam - pierwsze słówka Adasia, nie ma-ma, nie gu-gu tylko amniam mniam :-),
- Adaś bardzo chce jeść różne dorosłe rzeczy, owoce, warzywa, najlepiej całe a nie papki ze słoiczka,
- pełzanie opanowane do perfekcji, wszystkie zakamarki pokoju poznane,
- raczkowanie jest zbyt męczące, po kilku próbach czworakowania Adaś porzucił ten sposób poruszania na rzecz innych, przyjemniejszych czynności jak siadanie,
- siadanie - zaczęło się od niepozornego przekręcania się z pozycji do raczkowania do "boczek z podparciem", następnie pojawiło się siadanie na boczku a teraz siadanie z podparciem,
- no nowa zabawa "rzucę to, zobaczę czy mama to podniesie".
Chyba tyle :-)

niedziela, 2 września 2012

Niedzielne ciasto

Słodki cykl zaczynam tradycyjnym ciastem drożdżowym ze śliwkami i kruszonką. Mniam mniam.
Po testowaniu wszystkich mlecznych produktów, okazało się, że Adaś jednak nie ma alergii na laktozę (albo miał ale minęła). Czytam uważnie skład kupowanych produktów, staram się wybierać rzeczy proste, jak najmniej przetworzone, bez konserwantów. Ponieważ kocham słodkości, a ich skład to zazwyczaj długa lista dziwnych wyrazów, słodycze piekę sama (i zjadam też :-p )!
Z przepisu wychodzi dość duża blacha ciasta, starcza na śniadania i podwieczorki na 2-3 dni :-) Idealne śniadanko to kawka lub herbatka, kefir zmiksowany z owocami i kawałek ciasta. Chociaż sam na ciepło też jest niczego sobie.


Zaczyn drożdżowy
2 opakowania suchych drożdży (16 g) 
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki mąki pszennej
1/4 łyżeczki cukru
Zaczynam od przygotowania zaczynu. Do miski (dość dużej, żeby zmieściło się całe ciasto) wlewam mleko i dodaję drożdże. Mieszam i dodaję mąkę a następnie cukier. Przykrywam i zostawiam aż podwoi objętość.
Ciasto:
1/2 szklanki letniego mleka
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii 
otarta skórka z 1/2 cytryny
szczypta soli
62,5g (czyli 1/4 kostki) rozpuszczonego masła
1 jajko
1 żółtko
ok. 3 szklanek mąki pszennej 
Do zaczynu dodaję powyższe składniki i wyrabiam ciasto. Potrzeba dużo cierpliwości i siły. Ciasto powinno odchodzić od ręki, być dość miękkie i elastyczne (ale może się lekko kleić. Ciasto przykrywam i zostawiam do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na ponad godzinę (do podwojenia objętości). 
śliwki węgierki, niecały kilogram
Śliwki myję, kroję na pół i wyjmuję pestkę. 
Kruszonka:
1/2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki cukru
cukier waniliowy - 16 g
1/3 kostki roztopionego masła
1/4 łyżeczki cynamonu
Mąkę mieszam z cukrem, cukrem waniliowym i cynamonem, zalewam powoli ciepłym, roztopionym masłem. Mieszam aż powstanie kruszonka.
Dużą blachę ( taką o wymiarach ok. 40 x 30 cm) wykładam papierem do pieczenia. Na nią przekładam wyrośnięte ciasto. Na cieście układam obok siebie dość ciasno połówki śliwek (stroną rozciętą do góry), posypuję obficie kruszonką i odstawiam do wyrośnięcia na kolejne pół godziny.
Piekę w temperaturze 180°C z termoobiegiem przez około 45 minut. Pod koniec warto częściej zaglądać, bo ciasto drożdżowe łatwo się przypala.

Smacznego!

sobota, 1 września 2012

Tygodniowe zdjęcia komórkowe

W końcu mój telefon zaczął działać i mogę zamieścić pierwszy zdjęciowy przegląd tygodniowy :-)


Na spacerku... jak widać nie w wózku

W końcu wyszło słońce!



To chyba jest piłka. Rzucę ją jak najdalej się da. Ciekawe czy mama mi ja przyniesie?


Koc to za mało. Trawa to jest to!


piątek, 31 sierpnia 2012

Międzynarodowy Dzień Blogera

Dowiedziałam się, że 31 sierpnia każdego roku obchodzony jest dzień blogera. To dziś ! Jakie są zasady? Blogerzy z całego świata publikują notkę polecającą 5 innych blogów. Jaki jest mój wybór?
Moja przygoda z blogowaniem (?) zaczęła się od tematów kulinarnych:
www.mojewypieki.com - pieczenie to moja pasja (jedzenie też), przepisy różnorodne, piękne zdjęcia
www.kwestiasmaku.com - proste przepisy na niecodzienne dania
Z czasem zaczęłam czytać także blogi kulinarno-modowe:
www.makelifeeasier.pl (i makecookingeasier.pl) - blog Kasi Tusk, znany chyba wszystkim i 
www.youhavethat.blogspot.com - blog trochę mniej jeszcze (!) znanej Kasi  :-)
www.mylittleprincesemi.blogspot.com - to blog jednej z pierwszych osób, które odwiedziły myownworld, ale czytam nie tylko z sentymentu ;-)

Piszę tu od kilku miesięcy i cieszy mnie każda osoba, która tu zagląda. Dziękuję wszystkim mamom i nie-mamom, które (którzy ?) nas odwiedzają i zostawiają swój ślad pisząc komentarz, "lajkując" lub obserwując, ale również tym, o których obecności informuje wzrastająca ciągle liczba odwiedzających. Najpierw czekałam na pierwsze 10 osób, później 100 a teraz przeczytało już moje wpisy prawie 600 osób! Jak zobaczyłam 500 nie mogłam uwierzyć. Teraz czekam na 1000, więc biorę się za pisanie. Jutro pojawi się zapożyczony z innych blogów polskich, międzynarodowych, dzieciowych i nie-dzieciowych - zdjęciowy przegląd komórkowy, a w niedzielę.. coś słodkiego. Zapraszam!

wtorek, 28 sierpnia 2012

Klocki lego

Wśród wielu myśli przedporodowych znalazła się też jedna, ta o wyborze KP. Wewnętrzny głos podpowiadał mi, że to ważne. Tak bardzo, że w naszej wyprawce nie znalazł się żaden smoczek, butelka ani inne narzędzie, które mogło by złamać postanowienie KP, złamać, bo na początku wcale nie było łatwo.
W mojej głowie było takie wyobrażenie o KP - mama i noworodek zmęczeni po porodzie przytulają się i już dalej idzie samo. A to wcale nie jest tak, że mama i dziecko pasują do siebie jak dwa klocki lego, najpierw trzeba nauczyć się je składać (potem już pasują :-)).
Oczywiście, że na szkole rodzenia ćwiczyliśmy z lalkami, a podczas pobytu w szpitalu położne zazwyczaj chętnie pomagały. Tylko, że kiedy zamknęliśmy drzwi domu i pierwszy raz zostaliśmy we trójkę, nie wszystko wychodziło dobrze już za pierwszym razem. Ja wierzę, że mama i tata mają instrukcję obsługi do swojego dziecka w głowie (a może w sercu?) i dobrze wiedzą co jest dobre dla niego, a co nie do końca. Jednak zanim się ją całą odkryją potrzeba trochę czasu.
W szpitalu Adaś ssał pięknie. A w domu, w skrócie, pomijając mniej i bardziej intymne szczegóły, albo wolał ssać tylko z jednej strony, a to nie mógł sobie poradzić z ilością pokarmu, ja mokra, on mokry, najbliższe otoczenie też i inne takie.
Nauka wymagała cierpliwości od trzech stron (o tak, tata też musiał nam pomagać).
A jak jest teraz? Jemy na siedząco, na leżąco, do góry nogami, na brzuchu, kopiąc nogą, przez sen, z uśmiechem, jednocześnie próbując mówić, na dworze, w domu, na łóżku, na kanapie, na fotelu, na kocu...
To nie jest tylko karmienie, to jest taka chwila dla naszej dwójki, możemy odłączyć się od świata, popatrzeć na siebie, pomyśleć, poprzytulać, popatrzeć w oczy, zasnąć.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Zestaw deszczowego spacerowicza


Brrr...

Taka pogoda może zniechęcać do spacerów, ale ile można leżeć na podłodze i bawić się z mamą? Adaś pragnie nowych wrażeń!
Na takie dni jak dzisiejszy, u nas najlepiej sprawdza się chusta i parasol. Adaśko wtulony, więc jest mu ciepło, a jednocześnie widzi wystarczająco dużo, żeby zaspokoić swoją spacerową ciekawość. W razie przelotnego opadu na wyposażeniu mamy parasol i kapelusik. Wózek na deszczową pogodę to jeszcze nie dla nas, bo pół spaceru spędza Adaś w wózku, a pół na rękach. A co zrobić jeśli to drugie pół wypadnie na deszcz? Jazda w folii przeciwdeszczowej jest fajna ale na chwilkę, potem już nuuuuuda. a tak można oglądać samochody, ludzi, drzewa i w ogóle cały świat.

Zestaw deszczowego spacerowicza.
Nie jestem ani ortodoksyjną zwolenniczką chusty ani wózka. Używamy obu, w zależności od sytuacji. Podczas naszego tzw. Benelux trip też mieliśmy zarówno chustę, jak i wózek. Wizyta w muzeum - tylko chusta. Ale już nie wyobrażam sobie całodziennego spaceru w chuście, bo wózek to jednak doskonały środek do przewozu rzeczy - kocyk, pieluchy, kosmetyki, jedzenie, picie, krem przeciwsłoneczny, parasol, przewodniki... nawet jeśli Adaś dość miał wózka i chciał obejrzeć trochę świata, to przynajmniej nie trzeba było nosić tego całego kramu.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Epilog

A jednak... nadeszła ta chwila - jest ząb, a raczej pojawia się. Nie było lekko. Okazało się, że możliwe są jeszcze bardziej nieprzespane noce. A rodzice, jak to rodzice, zniosą wszystko, więcej niż myśleli, że są w stanie. Każdy uśmiech, każda umiejętność, każda nowość daje dodatkowe "życie". Pierwszy ząbek też!



Tak mi się wydaje, że rodzicielstwo działa troszkę jak permanentny energy drink. Niby nie wyspani, niby zmęczeni, bez chwili na odpoczynek, a jednak pełni sił, skoncentrowani, zaplanowani. I w domu porządek, i obiad ugotowany i Adaś zadbany.


piątek, 17 sierpnia 2012

internetowi mają lepiej

Internet to okno na świat młodej mamy. Co robią mamy w sieci? Dużo.
Po pierwsze - wiadomo - zakupy (!!!). Ale wcześniej należy porównać ceny, oj tak coś o tym wiem :-p  Nie wystarczy porównać ceny produktu, ważne są jeszcze koszty przesyłki. 
Płacą rachunki :-( Niestety, nie tylko fajne rzeczy robi się w sieci.
Czerpią wiedzę. Która z nas nie googlowała "niemowlę ma czerwone kropki na twarzy", "jak zlikwidować ciemieniuchę", "dobry pediatra w przychodni X" itp.
Utrzymują (i nawiązują) kontakty towarzyskie.
No i piszą blogi :-p


Marchewka to marchewka?

O byciu świadomym konsumentem, czytaniu etykiet i świństwach dodawanych do żywności i kosmetyków powiedziano i napisano już wiele. Ale i ja muszę dodać swoje.
Każda mama zastanawia się czym karmić swojego malucha. Adaś skończył pół roku a zatem zalecane jest wprowadzanie nowego jedzonka. No i niekończąca się lista wątpliwości... Znowu...
Na początek zdecydowałam się na gotowe warzywa i owoce, z kilku powodów, m.in. ze względu na to, że ilości zupki podawane na początku są mikroskopijne i nie wiem czy mój blender dałby radę zmiksować pół marchewki na idealna papkę. Jako osoba, która lubi wiedzieć co je (a raczej co jeść będzie jej maluch), zaczęłam czytać etykietki dań dla dzieci. Z marchewką nie było problemu - marchewka to marchewka. Natomiast w przypadku innych dań już nie jest to takie oczywiste - w szpinaku może być mleko a w kaszkach cukier.
Jak tylko przebrniemy przez etap papkowy - zacznę sama gotować. Już teraz cały się cieszy (dosłownie cały!) jak daje mu spróbować prawdziwego banana, prawdziwego to znaczy nie słoiczkowego.
Natomiast po wielu dniach poszukiwań w sklepach i w Internecie - udało mi się znaleźć kaszki prawie idealne. Błyskawiczne w przygotowaniu, bez cukru i innych dodatków, cena trochę mniej idealna...

niedziela, 12 sierpnia 2012

Pół roku

No i wróciliśmy z tej naszej eskapady europejskiej. Szybko minęły nam te dwa tygodnie. Nie tylko te dwa, podczas wyjazdu Adaśko skończył pół roczku, wypadała też nasza trzecia rocznica ślubu. A pomyśleć, że rok temu próbowałam dojrzeć mój ciążowy brzuszek, który jakoś nie chciał się za bardzo zaokrąglić na początku.
Przez te pół roku z malutkiej istotki, która nie potrafiła się nawet sama przewrócić, i zostawiona w danej pozycji leżała tak, dopóki jej nie przekręciłam, wyrasta indywidualność. Nie tylko sama przekręca na wszystkie możliwe sposoby, podpełzuje sobie troszkę, to jeszcze się złości jak coś nie do końca mama zrozumie.
Fajnie być mamą, chociaż oczy się zamykają, bo drzemkę wykorzystuję na bloga i buszowanie po sieci. 

wtorek, 24 lipca 2012

Zęby idą...

..czyli krótka przypowieść o złych zębach, które nadchodzą.

Miesiąc pierwszy i drugi
Trochę za wcześnie na zęby, a zatem mit nadchodzących zębów jeszcze się nie pojawia.

Miesiąc trzeci
Maluch zaczyna ślinić się i otoczenie, z jego buziaka ciągnie się ślinowe bunge. Ulubionym zajęciem jest jedzenie rączki.

Czy to możliwe, że zęby już idą?

Miesiąc czwarty
Maluch zaczyna jeść wszystko co wpadnie w jego ręce. Zanim założy ubranko, musi je spróbować, jak również pozostałe przedmioty, które są w jego zasięgu. Nawet kiedy trzyma się go na ramieniu je bluzkę. No a do tego potrafi być marudny i przestał spać w nocy.

Chyba zęby idą.

Miesiąc piąty
Maluch "gryzie" moją rękę. Teraz próbuje zjeść przedmioty, które są nawet dalej niż zasięg rączek. Wybiera cel i ruchem pełzająco-obrotowym, dąży do niego. Obudził się w środku nocy z krzykiem.

Zęby są tuż tuż.

Miesiąc szósty
Zębów brak :-)


czwartek, 19 lipca 2012

Do kina czy na film?

Wczoraj pierwszy raz od... bardzo dawna byliśmy w kinie i to całą naszą trójką! Bardzo długo się wahałam czy wyjście do kina jest nam w ogóle potrzebne. W głowie mnóstwo wątpliwości. Czy uda nam się cokolwiek skorzystać - czy będzie to wyjście do kina czy na film? Czy nie będzie to zbyt męczące dla Adasia? A co będzie jak się rozpłacze? A jeśli się przestraszy? A jak film będzie nudny? A jeśli będzie za głośno? A jak się przeziębi? Ale na jednym ze spacerków spotkałam koleżankę i opowiedziała mi, że właśnie byli na specjalnym sensie dla rodziców z maluchami. Super film, super atmosfera, maluch spał. No i mnie przekonała (dziękuje Iza :-)). Wybraliśmy się, i jak było? Super film, super atmosfera, maluch spał. Na pewno się wybierzemy jeszcze raz. Jak taki seans jest zorganizowany? Dostępne są foteliki dla maluchów - my byliśmy ze swoim. Światła nie są całkowicie wyłączone. Dźwięk jest troszkę mniej intensywny niż na standardowym sensie. Na sali znajdują się dwa przewijaki z zapasem pieluch i kilka mat edukacyjnych do zabawy. Nie ma reklam! Polecam. Pierwsze kilka minut Adaś był zaciekawiony dziećmi i salą kinową. Pózniej znudzony, co wkrótce przekształciło się w senność i po kilku minutach bujania zasnął i spał tak prawie do końca filmu. Każda z mam (mój mąż był jedynym dorosłym facetem na sali) miała swój własny patent na obejrzenie filmu. Niektóre maluchy przyszły na seans już śpiące, inne były usypiane w różny sposób od początku filmu, jeszcze inne bawiły się na matach. Nie ma jednej metody, bo każdy maluch jest inny. Pewne jest jedno, żadne dziecko nie marudzilo przez cały seans. Każde miało mini chwile znudzenia albo bycia sennym albo bycia głodnym. Chciało się przytulić, posiedzieć, poleżeć, popatrzyć, pobawić - Czyli tak jak w domu. Podsumowując, jeszcze raz polecam specjalne seanse dla rodziców z małymi dziećmi. Warto wybrać się NA FILM! To odskocznia od codzienności, a jeszcze bardziej warto wybrać się we trójkę (z tatą, koleżanką lub inną mamą).

wtorek, 17 lipca 2012

Paradoksalnie

Od małego uczą nas zasad dobrego wychowania. Każdy wie, że nie ładnie jest bekać przy stole, nie puszczamy bąków, nie mówiąc już o robieniu kupy, w towarzystwie, nos staramy się dmuchać na uboczu, nie plujemy, nie piszczymy...
A jednak, odkąd jestem mamą takie o to słowa kieruję do mojego malucha - "o jak ładnie bekasz", "śliczna kupa", "ale mój syncio ładnie piszczy" i tym podobne. Nosek dmuchamy gdzie się da i cieszę się jak z brzuszka uwolnią się męczące bączory :-p A zasady? Przyjdzie na nie czas.
Jestem zmęczona a jednak pełna energii, niewyspana i szczęśliwa, zakochana.

wtorek, 10 lipca 2012

Cierpliwość to mamy mocna strona

Cierpliwość w macierzyństwie to podstawa. Prawda to powszechnie znana. Ale oprócz tej oczywistej cierpliwości do postępów i rozwoju malucha, do tzw. rytuałów oznaczających dla mamy w gruncie rzeczy rutynę oraz innych takich, konieczna jest cierpliwość do świata. Już w ciąży jesteśmy wystawiane na próbę, z każdej strony otaczają nas ręce chcące pomasować, dotknąć, poklepać brzuszek. Z zza każdego rogu słychać, nie jedz pietruszki, nie myj okien, nie schylaj się, nie patrz, kiedy ja byłam w ciąży... Te przesądy i uwagi mogą popsuć nastrój każdej przyszłej mamie, i przysporzyć wiele zbędnych zmartwień. Potem jest już tylko gorzej, a nie jest mu za zimno bez skarpetek, karmi go pani, jak poród, bolało, śpi w nocy, a czy on nie leży krzywo....? Przecież wiadomo, że karmię, tak czy inaczej, ale czy to ma znaczenie? To oczywiste, że śpi w nocy, ale budzi się , bo jest głodny. No i ja też leżę krzywo czasem. Warto na część stałych pytań przygotować sobie zabawne odpowiedzi albo nauczyć się szybko zmieniać temat ;-) Trzeba dużo cierpliwości i opanowania, aby po pierwsze odpowiedzieć, tak aby zaspokoić ciekawość postronnych i zachować coś ( wcale nie taką małą cząstkę) dla siebie, po drugie nie brać do siebie tych wszystkich zabobonów, obserwacji, i po trzecie zaufać intuicji - swojej a nie świata. To mama (i tata też) wie najlepiej, co jest dobre dla maleństwa. Każdy z nas dorosłych jest inny i to akceptują wszyscy. Ale warto pamiętać, że każdy mały człowiek też jest indywidualnością. Jedne lubią gorącą wodę, inne letnią, jedne lubią czapki, inne nie, jedne lubią spać na brzuchu, inne na plecach. Trzeba czasu, aby poznać maluszka. Trzeba cierpliwości, aby dowiedzieć się że jestem najlepszą mamą na świecie dla mojego dziecka.

piątek, 29 czerwca 2012

Wakacje?

Dziś początek wakacji. Niby jutro a tak naprawdę pierwszy dzień bez szkoły to dopiero poniedziałek, ale kto by czekał do poniedziałku z ogłoszeniem wakacji...? A tak w ogóle to ja już nie mam wakacji, mogę ewentualnie wziąć urlop... W każdym bądź razie przyszło lato a z nim coroczny okres urlopowy. My w tym roku zdecydowaliśmy się na wakacje w mieście. Ale za to w jakim, niebanalnym, bo holenderskim. Termin wybrany, hotel zarezerwowany, ramowy plan wyjazdu przygotowany! Post-it przyklejony w widocznym miejscu i co jakiś czas pojawiają się na nim nowe zapiski, co zabrać, co pożyczyć, co załatwić. Z niecierpliwością czekam na ten dzień. Dzień wyjazdu. Z pewnością nie będzie lekko, ale jesteśmy gotowi na przygody. Mam nadzieję, że mój maluch też. Mimo, że taki wyjazd na własną rękę to przedsięwzięcie strategiczne, poprzedzone masą przygotowań, to myślę, że warto. Choć pewnie za rok zdecydujemy się na wyjazd z biura podróży ( dzieci do lat dwoch -gratis ;-)). Po wyjeździe podzielę się swoimi spostrzeżeniami. A na razie idę sobie zwizualizować pobyt. Do tej pory byliśmy w Paryżu i w USA, we dwójkę. Wspomnienia niesamowite, często wracamy do tych wyjazdów. Nie zawsze decydujemy się na tzw. must see, must be itp. Staramy się żeby to była przyjemność, poznawanie nowego, zdjęcia. Każde z nas ma inne zainteresowania, potrzeby, które staramy się realizować. To raczej nie jest kompromis wyjazdowy, tylko oglądamy i to i to. Teraz będziemy mieć "obcego", którego potrzeb wyjazdowych jeszcze nie znamy. Mam nadzieję, że spodoba mu się to, co chcemy mu pokazać. Bo zdjęcia z tego wyjazdu będziemy mu pokazywać nie raz. Pierwsze wakacje to przecież nie byle co!

sobota, 23 czerwca 2012

Cicho sza

20 - magiczna godzina. W domu zapada cisza. Cisza, bo mój maluch idzie spać, jest wieczór, więc mniej głosów jest na świecie, no a dodatkowo cisza w mojej głowie, bo staram się już o niczym ważnym nie myśleć (nie zawsze to się oczywiście udaje). Jest to mój czas, chociaż najczęściej ogarnia mnie słodkie lenistwo, które nakazuje mi nie wstawać z kanapy.
Uwielbiam bawić się z moim synkiem, ale lubię też kiedy śpi. Wiem, że regeneruje siły, rośnie, odpoczywa a ja mam chwile dla siebie.
Kiedyś zaczynałam właśnie weekend, przecież jest piątek. No i nie pomyślałabym, że można cieszyć się, że wyczekiwany maluch śpi. A jednak :-) Ba, można się nawet cieszyć, że potomek śpi dłużej niż zazwyczaj.
Przeczytałam, że większość mam, swój czas wolny (tj. domyślam się , że ten kiedy ich potomstwo śpi), przeznacza na sprzątanie, gotowanie i inne prace domowe. Kiedy w moim domu kontrolę przejmuje perfekcyjna mama, dołączam do tej statystycznej większości. Ale czasem zwycięża egoizm i wykorzystuję ten czas na sen, trzymając się rady otrzymanej od mamy starszej stażem ode mnie - śpij kiedy twoje dziecko śpi :-)
Po 20 obowiązują inne zasady, nie wolno angażować się w rzeczy hałaśliwe, żeby nie zepsuć tej wszechogarniającej ciszy, no i nie obudzić maluszka. a zatem dobranoc i ... cicho sza.

niedziela, 17 czerwca 2012

Trzy.. dwa.. jeden.. START!!!

Zaczynam pisać :-) Zacznę od tematów gastronomicznych, bo one towarzyszyły mi od momentu wykonania testu ciążowego. Na początku trwała nieustanna walka zdrowego jedzenia dla dwojga, z mdłościami i zachciankami na wszystko co czekoladowe (głównie "Kasztanki", które- o zgrozo - można kupić w każdej chwili w sklepie na parterze :-)). Myślałam, że po narodzinach malucha nie będzie to jeden z głównych tematów w mojej głowie - jakże się myliłam. Co powinna jeść mama karmiąca...? Wpisywałam tę frazę do wyszukiwarek internetowych we wszystkich możliwych konfiguracjach. Oczywiście znalazłam listy produktów bardzo zakazanych, średnio zakazanych, trochę zabronionych, silnych alergenów... można by wymieniać bez końca. Ale co to właściwie znaczy, co mam jeść...? Wypracowałam swoją własną dietę, ale i ona okazała się zawodna, bo po trzech miesiącach Młody dostał alergii pokarmowej. I kolejne poszukiwania, co można jeść na diecie "bezmlecznej" i czy jest to alergia pokarmowa "tylko" na laktozę czy na coś jeszcze? Kolejne pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź, mimo wsparcia lekarzy. Proszę nie jeść wszystkiego co krowie. Zaczęłam jeść kozie... alergia jeszcze większa...  Kolejne listy produktów do wyeliminowania - ale co jest dozwolone. Co jeść aby zaspokoić swoje potrzeby (i zachcianki) i nie zaszkodzić maluchowi. To nie jest łatwe, ale skłaniam się ku stwierdzeniu, że możliwe.
Pierwszą potrawą jaką przygotowałam była ZUPA MARCHEWKOWA. Polecam. Przepis można modyfikować w zależności od tego co chcemy, co lubimy lub co możemy jeść.

Składniki
ok. 0,5 kg marchewki pokrojonej w talarki (ja daję ok. 3-5 sztuk)
3-4 łyżki ryżu (w zależności od tego jak gęstą zupę lubimy)
4 szklanki wywaru warzywnego lub drobiowego (ja po prostu najczęściej wrzucam pierś kurczaka, bo kto ma czas przygotowywać wcześniej wywar (?))
1 łyżka oleju rzepakowego lub oliwy z oliwek
sól
pieprz
Dodatkowo w zależności od upodobań/możliwości:
1 posiekana cebula
kawałek imbiru
chudy jogurt naturalny
suszone chili
bazylia lub inne świeże zioła

Jeżeli używamy cebuli należy ja zeszklić na oleju, a następnie dodać marchewkę i dusić ok. 10 min. Jeżeli przygotowujemy wersję bez cebuli, dusimy samą marchew ok. 10 min. Pod koniec dodajemy ryż i dusimy dalsze 2 minuty. Zalewamy marchew, cebulę i ryż gorącym wywarem (ja zalewam wrzątkiem i wrzucam pierś), dodajemy imbir. Zupę należy gotować około 20-30 min (aż marchew będzie miękka a mięso ugotowane). Po przestudzeniu wyjmujemy mięso a zupę miksujemy (do momentu uzyskania lubianej przez nas konsystencji), doprawiamy do smaku i ponownie zagotowujemy. Jeśli krem wyszedł za gęsty można dodać wody. Zupę można ozdobić odrobiną jogurtu i posypać ulubionymi ziołami.




sobota, 16 czerwca 2012

Jak będzie...

Od czterech miesięcy jestem mamą. Okazało się, że wyobrażenie o tym jak będzie, zupełnie nie jest spójne z tym jak jest. Mimo całych 38 tygodni, które zostały mi dane na przygotowanie się na nowe, nie byłam w stanie sobie wyobrazić "jak będzie" - jak będzie wyglądać mój maluch, jak będzie się nam żyło we troje... Chciałam w tym miejscu pokazać jak jest, jak organizuję swoją codzienność. A zatem pojawi się trochę o gotowaniu, trochę o ubieraniu, o podróżowaniu, no i moje przemyślenia, których nie da się pewnie sklasyfikować pod żadną konkretną kategorią. Zapraszam do czytania. Jak będzie? Z pewnością ciekawie ;-)